Twój cytat
"Pierwszy krok do mądrości - wszystko oskarżać, ostatni - pogodzić się ze wszystkim."
Mars , czerwona planeta, to drugi obiekt niebieski po Księżycu, na którym ludzkość poszukiwała istnienia życia, innych ras, kogoś, z kim można byłoby nawiązać kontakt. Dziś szukamy obcych cywilizacji o wiele, wiele dalej, w Kosmosie, ale jeszcze w XIX i na początku XX wieku wielu ludziom, tak naukowcom, jak i artystom, marzyło się spotkanie z pozaziemską cywilizacją w Układzie Słonecznym. Mars jako najbliższy Ziemi obiekt, obok Wenus i Księżyca, doskonale nadawał się do tego rodzaju tęsknot i projekcji.
O cywilizacji, na którą dowodem miały być kanały na na Marsie, marzyli tacy naukowcy, jak włoski astronom Giovanni Virginio Schiaparelli, irlandzki Charles E. Burton i wreszcie amerykański astronom-amator Percival Lowell, dzięki któremu odkryto Plutona, planetę, która w astrologii jest pokrewna znaczeniowo Marsowi (Lovell ufundował Lovell Observatory, w którym go odkryto).
Poniższa mapa pochodzi z Terres du Ciel, wydanej w 1884 roku, autorstwa kartografa Camille Flammariona. Opis ryciny brzmiał: Ciemne plamy to morza, a jasne to kontynenty pokryte roślinnością:
Czasy, w których szukano na Marsie inteligentnych form życia, to wiek XIX i początek XX aż do I Wojny Światowej, a wiec moment, w którym nasza cywilizacja weszła na tory industrializacji, co objawiało się m. in. budową wielu kanałów, takich jak Kanał Sueski otwarty w roku 1869 czy kanał Panamski, ukończony w 1914 roku. To, że na Marsie inżynieria rozwija się podobnie jak na Ziemi, wydawało się racjonalną konkluzją.
Ludzie pióra, także pod wpływem dywagacji naukowych, lokowali na Marsie cywilizacje, które albo toczyły wojny między sobą (jak w Cyklu marsjańskim Burroughsa), albo próbowały podbić Ziemię (jak w Wojnie Światów H.G. Wellesa).
Latem 1911 roku 35-letni Burroughs , urodzony z Marsem w wyniesionym znaku Koziorożca, górującym w jego horoskopie, był potwornie znudzony i zniechęcony do pracy w fabryce ołówków. Powoli się w niej dusił, a że z każdej innej pracy go do tej pory wyrzucano, wyglądało na to, że resztę życia spędzi utrzymując rodzinę z marnej pensji ostrzyciela ołówków i nie dokona niczego wartego zapamiętania.
Kiepska pozycja finansowa, brak perspektyw i fizyczne zaniedbanie są stanem nieznośnym dla kogoś, kto ma w horoskopie trygon Słońce - Mars, ale że ten aspekt wchodził u niego w skład większej figury planetarnej, zwanej Latawcem, z wyładowaniem na Jowiszu w Wodniku w VI domu, Burroughs zamiast zacząć podnosić ciężary postanowił zacząć zarabiać na życie pisarstwem, które jako wolny zawód nie krępowałoby go tak, jak sztywne ramy pracy na etat.
"Księżniczka Marsa", pierwsza cześć Cyklu marsjańskiego została wydana w 1912 roku pod pseudonimem Norman Bean. Burroughs, jak czas pokazał, słusznie uważał, że jest w stanie pisać lepsze opowieści fantasy, niż te, które gościły wtedy na półkach księgarni, które wg niego były tak głupie, że nie mógłby napisać nic gorszego.
Ta decyzja zmieniła jego życie i pośrednio wpłynęła tak na autorów zajmujących się fantastyką, jak i odbiorców.
Burroughs wybrał dobry moment na pisanie, choć niewątpliwie był to kryzys jego życiu. Od 2 czerwca 1911 do 15 lipca 1911 Mars przebywał w Baranie, a wiec we własnym znaku, a następnie do 5 września w Byku, znaku harmonizującym z jego Marsem w Koziorożcu.
Po tym tekście powstawały kolejne opowiadania i książki, które doprowadziły Burroughsa do sławy, kariery, pieniędzy, przeprowadzki do Kaliforini, adaptacji filmowych, rozwodu z pierwszą żoną i ożenku z jedną z gwiazd Hollywood.
W Polsce dziś Burroughs jest znany głównie z serii o Tarzanie, który jest kolejną kultową postacią z większym szczęściem do ekranizacji, niż John Carter, ale warto wiedzieć, że Burroughs napisał od pamiętnego lata 1911 roku blisko 100 powieści. Dla innych twórców Burroughs wyznaczył nowy kierunek, a kolejne generacje autorów wciąż czerpią ze skarbnicy jego wyobraźni: bez jego Cyklu Marsjańskiego Superman, Gwiezdne Wojny czy Avatar nie powstałyby - a nawet jeśli, to w zupełnie innym kształcie.
John Carter to film z 2012 roku z gatunku Action | Adventure | Fantasy wedle IMDB , który wszedł do kin dokładnie sto lat od wydania pierwszego opowiadania Edgara Rice Burroughsa: Księżniczka Marsa. Film na podstawie opowiadań Burroughsa zrealizował Andrew Stanton, reżyser ze stajni PIXAR-a, znany z filmów takich jak Wall-e, Gdzie jest Nemo czy Toy Story, jest także współautorem scenariusza. Andrew Stanton ma Słońce w znaku Strzelca, Księżyc w Rybach - obydwa położenia sprzyjają karierze w zawodach związanych z produkcjami filmowymi (Disney także był Strzelcem) i Marsa w wyniesieniu, w znaku Koziorożca, dokładnie jak Burroughs.John Carter został nagrodzony przez ASCAP: Film and Television Music Awards w 2013 roku w kategorii muzycznej, która nie tylko doskonale zilustrowała fabułę filmu, ale też należy do tych albumów muzyki filmowej, do której chce się wracać. Nagrodzonym kompozytorem jest Michael Giacchino, który urodził się ze Słońcem w Wadze w opozycji do Saturna w Baranie i z Marsem w ognistym znaku Strzelca. Film dostał także trzy nominacje do nagród takich jak Bradbury Award, nadawaną przez Science Fiction and Fantasy Writers of America, Golden Trailer Awards i Annie Awards i... przepadł. Nie ma w tym nic zastanawiającego, jeśli obejrzy się kiepskie trailery, dychawiczną akcję promocyjną w Stanach oraz wspomni brak jakiejkolwiek promocji w Polsce. Większość moich znajomych, która lubi fantastykę, nawet nie zauważyła, że film był dystrybuowany w kinach.
Tymczasem film jest rewelacyjny - bije na głowę takie superprodukcje roku 2012 jak Życie Pi, Królewna Śnieżka i Łowca, Anna Karenina czy Wróg nr 1 - a były filmy nominowane do Oskara w takiej czy innej kategorii. Ostrzegam, że poniżej będą spojlery, tak że warto wrócić do tego tekstu PO obejrzeniu filmu.
Film kapitalnie porusza się pomiędzy westernową, XIX-wieczną Arizoną, Nowym Jorkiem, który świetnie koresponduje z Londynem z Sherlocka Holmesa Guya Ritchiego i wreszcie Marsem, który przypomina świat antycznych wojen rodem z Iliady, doprawiony technologią przypominającą mechanizm z Antykithiry wymieszany ze steampunkowymi maszynami latającymi rodem z filmów Miyazakiego.
Nie jest chyba zaskoczeniem, że Taylor Kitsch, odtwórca Johna Cartera w filmie to solarny Baran - ba, jego Słońce jest w koniunkcji z Marsem i Wenus w Baranie. Co więcej, Lynn Collins, która gra Dejah Toris, księżniczkę i jednocześnie profesor Akademii Nauk Królestwa Helium (która odkrywa mityczny IX promień, dzięki któremu cywilizacja i życie na Marsie mogą być ocalone), jest Bykiem urodzonym na nowiu, ze ścisłą koniunkcją Mars - Wenus w Baranie. Ciekawostką jest to, że Lynn Collins w wielu recenzjach po tym filmie, czerpiącym stylizację także z filmów z lat 60-tych, jest określana jako kopia Elisabeth Taylor. Jest w tym sporo racji - obydwie aktorki mają Wenus w Baranie i kilka innych punktów, które sprawiają, że obydwie są aktywniejsze, ostrzejsze i zdecydowanie bardziej eksponują swoje wdzięki, niż inne solarne Byki i Ryby, a to wynika z wpływu Marsa w ich horoskopach.John Carter jest fantastyczny, tak dosłownie, jak i w przenośni, nie tylko dlatego że aktorzy są doskonale dobrani do ról, ale i dlatego, że na wielu poziomach w atrakcyjnej formie pokazuje archetypowe cechy, jakie Marsowi przypisuje astrologia. Wymienię kilka z nich:
- John Carter zachowuje się jak typowy solarny Baran: działa pod wpływem impulsu, jest doskonałym taktykiem, natomiast o strategii nie ma zielonego pojęcia;
- ludzie na Marsie mają czerwoną skórę;
- pokrywają ją czerwonymi tatuażami (!);
- tharkowie, (druga rasa na Marsie), mają strukturę plemienną, która opiera się autorytecie przywódcy, najsilniejszego fizycznie osobnika w stadzie;
- istoty na Marsie okazują emocje przede wszystkim takie jak złość i frustracja, smutek i żal są ukrywane;
- na planecie toczy się od tysiącleci wojna, którą odkąd istnieje mitologia Zachodu, wiązano z Aresem;
- żołnierzami są tak kobiety, jak i mężczyźni, zupełnie jak w zmiliaryzowanym państwie Izrael, którego karierę datuje się od 2 listopada 1917 roku (Słońce w Skorpionie, we władzy Marsa)
- wreszcie, wisienką na torcie jest fakt, że film ten autorzy dedykowali Steve'owi Jobsowi, który zmienił oblicze współczesnego świata, i który owszem, urodził się pod znakiem Ryb, co sprawiło, że był wizjonerem obsesyjnie oddanym swojej pracy, ale siłę przebicia dał mu Mars; Steve Jobs urodził się z Marsem w 29 stopniu Barana.